poniedziałek, 7 maja 2012

Z Wielkiego Kopieńca

Giewont
Żółta Turnia
Tatry Bielskie
Kołowy Szczyt
Niepozorna ścieżka, niepozorny las. Jednak nawet tu, na zielonym szlaku z Toporowej Cyrhli, nie da się zapomnieć o cywilizacji. Tylko parę minut dane jest nam delektować się bezmyślnym, jak przystało na rekreacyjną wycieczkę, marszem.  Nagle bum...budka, okazały, drewniany stół, góral w pamiętającej stare, dobre lata czapce i przypominająca o tym, co zostawiliśmy za sobą - dobra, poczciwa, kapitalistyczna kasa. Jest w miarę słoneczny dzień...biuro otwarto więc na świeżym powietrzu, nie bacząc na przewalające się po przestrzeni niebieskiego przestworza groźne kłęby ciemnych chmur. Parę ładnych kroków, niektóre pod górkę, trochę kropel potu na plecach i jesteśmy ...na Polanie Kopieniec. W oczy rzuca się od razu spora liczba szałasów, przypominających o prowadzonym tu dawniej i obecnie wypasie i usiana żółtymi kropkami kwiatów trawa. Dziś chyba owce zrobiły sobie jednak święto, bo żadnej nie widać. Widać tylko ludzie owieczki wdrapujące się na szczyt Wielkiego Kopieńca i przypominające o skomplikowanej, choć tu czasami postawiłabym znak zapytania, psychologii ludzkiego rodzaju. Gdzieś za plecami słyszę -"Nie po to przejechaliśmy taki szmat drogi, żeby teraz pałętać się po polanie". Grupka się rozdziela, panowie idą się pałętać, a panie kierują się na szczyt.. A na szczycie nagroda -rozległa panorama, obejmująca niemal caluśkie Tatry. Widziany stąd Hawrań przypomina wulkan, który ma się wrażenie nagle się obudził i zastanawia się nad erupcją bądź drzemką.W oddali, na horyzoncie różnych odcieni zieleni pasm lasów pięknie prezentują się Tatry Bielskie, nad którymi kłębi się morze chmur. Na wprost wyłania się zaś szlak na Halę Gąsienicową, a po prawej dumnie ku niebu piętrzy się Giewont, widziany tu z innej perspektywy. Niektórych jednak widok, jakkolwiek imponujący, nie zadowala. Chłopczyk uparcie prosi tatę -"Pokaż mi Rysy". "Stąd nie zobaczysz Rys synu" - odpowiada ojciec. Po którymś synowskim -"Ja chcę zobaczyć Rysy", Tata się w końcu poddaje i wskazuje na jedną z gór na horyzoncie. Wracamy tą samą trasą. Zachęceni widokiem rozsmakowanych w oscypkach turystów zatrzymujemy się przy bacówce. W oparach wędzonego dymu pytam panią o jak najmniej słone. "Ależ one wszystkie muszą być słone" -odpowiada. Wyboru okazuje się nie być, biorę to co jest. I jak się później okazuje, nieźle słonym akcentem, kończymy wycieczkę.

Spojrzenie z okolic Rusinowej Polany



Wysoka i Rysy
Hawrań
Lodowy Szczyt
Batyżowiecki Szczyt i Kaczy Szczyt